To stało się blisko dwa dni temu. Potrzebowałem trochę czasu, żeby móc Wam o tym napisać. Musiałem ochłonąć, przemyśleć wszystko. To co się stało, nie mieściło się do tej pory w moim zestawie pojęciowym, dlatego nie było mi łatwo. Ale przeszedłem to, udało się, dałem radę. Otóż pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie, z nagła i z cicha pęk zrobiło się 40 stopni!!! Byłem w City, pstrykałem foty dla Was, oglądałem chmurki
i w pewnym momencie, grubo po południu, około 17ej poczułem, że pot leje mi się wszędzie. Poczułem się jak na rozgrzanej patelni i musiałem uciec do metra. Zwiałem na plażę. Ludzie siedzieli w morzu jak w basenie, piasek parzył mi stopy, ja ścigałem rekiny, przeżyłem i wysyłam Wam teraz dokumentację tego dnia.
No i oczywiście zwierzaki :-) które też szukały ochłody w morzu
I jeszcze przy okazji taka sobie ściana przy przystani jachtowej w Miami
No i w związku z tym, że zaczyna się czas żniw ślubnych, propozycja pojazdu, dla tych, którzy nie chcą jechać do ślubu limuzyną
I jeszcze symbol Melb, czyli domki na plaży, które są jednocześnie garażami dla łodzi, miejscami do barbecue i spotkań z przyjaciółmi, a nawet miejscami noclegowymi