Bats' City

Hmm... Z Sydney sprawa jest bardzo dziwna. To nie jest miasto, w odróżnieniu od Melbourne, w którym można zakochać się od pierwszego wejrzenia. To miasto trzeba oswoić. Na szczęście udało znaleźć mi się parę fajnych miejsc, które sprawiły, że stało mi się odrobinę bliższe.
Na przykład poniedziałkowy wieczór z kinem pod gołym niebem, między wieżowcami

albo taka instalacja powieszona między drapaczami chmur, z głosami ptaków puszczanymi z taśmy. Bardzo wymowne i wielowarstwowe.

tudzież jeden z wieżowców, który przewrócił się na Cirqural Quey

Ja oswoiłem to miasto na swój sposób. Wieczorem poszedłem na koncert jazzowy do knajpki pod operą. Zapadał zmrok, wieżowce rozbłyskiwały coraz to nowymi światłami, promy wydawały przeciągłe sygnały, żadna chmura nie mąciła przejrzystego powietrza i nieba. Siedziałem nad brzegiem wody, kołysząc myśli falami przychodzącymi od Harobour Bridge i nagle nad moją głową rozpoczął się fenomenalny spektakl. Z położonego za moim plecami ogrodu botanicznego wzleciała chmara ogromny nietoperzy. Niemalże bezszelestnie przesuwając się nad naszymi głowami szybowały w stronę miasta, zagarniając je pod swoje skrzydła. Było ich setki, tysiące! Blisko godzinę chmarami wyfruwały znad wieżowców i rozpraszały się po niebie. Batman na pewno nie urodził się w Gotham City. Urodził się w Sydney, w Bats' City.