Merry Christmas i sport

Dzisiaj jak co dzień poszedłem pobiegać po okolicy. Bo proszę ja Was, nie ma takiej możliwości, żeby w Australii nie uprawiać żadnego sportu. Tu sport pcha się po prostu w ręce. Aussies mają fioła na punkcie krykieta (ble!), futbolu (nie mylić z soccerem, którym szczerze pogardzają), golfa (można pomyśleć, że Oz jest jednym, wielkim polem golfowym, niekiedy przetykanym miastami i domami), rowerów (nigdy nie widziałem tylu Lanców Armstrongów co tutaj), biegania, pływania, tenisa (Australian Open) i czego tam jeszcze wszystkiego innego, sportowego. I jeszcze surfing oczywiście i motocross, no i religia, w którą wierzy każda osoba w stanie Victoria, czyli footy.

Footy to gra zbliżona do futbolu. W wielu krajach, kiedy rodzi się dziecko, to od razu, z nadania otrzymuje jakąś religię. Tutaj, po urodzeniu zostaje od razu fanem jakiegoś klubu footy. Po prostu obłęd. A na meczach stutysięczny stadion MCG wypełniony po brzegi. Dość powiedzieć, że najsłynniejszy zawodnik footy ma ksywę "Bóg", a jego syna, który gra w footy, jako syna Boga nazywają "Jezusem". Czujecie to? Nie mam żadnych fot, bo to nie sezon i jestem z tego powodu szczerze i ogromnie zawiedziony.

Ale przejdźmy do meritum, bo w sumie chciałem pisać dalej o świętach. Otóż ja też, wkręcony w ten młyn biegam, skaczę, fruwam i robię mnóstwo aktywności, które dają mi niesamowitego powera. No i biegam sobie dzisiaj, w poranek ciepły bożonarodzeniowy, kiedy to Santa wkrada się do domów z prezentami, no i powiem Wam, że to było ekstremalne przeżycie, jeśli chodzi o moje możliwości kondycyjne, ponieważ wszystkie mijane osoby życzyły mi "Merry Christmas" i wszystkim mijanym osobom musiałem odpowiedzieć "Merry Christmas". Myślałem, że wyzionę ducha. A tak poważnie, to po raz kolejny byłem zachwycony australijską życzliwością. Później się wycwaniłem i jak widziałem z daleka spacerującą w rządku pięcioosobową rodzinę, to z daleka krzyczałem "Merry Christmas 4 Everyone!" :-)

I zdjęcie z najprawdziwszego na świecie australijskiego (stąd ta korona, a nie dlatego, że zostałem wybrany królem balu) obiadu świątecznego. Znów ze zwierzęciem (co się ze mną dzieje?)


I na prośbę Agi zdjęcie papugi, którą przezywałem "Kura" i dlatego zdaniem Agi tak mnie później kąsała, o czym już pisałem. Moim zdaniem i tak miała szaleństwo w oczach.Oceńcie sami.




Nawet Jej zdjęcie wstawiło mi się jak szalone ;-)