W wielu miejscach w Australii człowiek czuje się tak, jakby wylądował na innej planecie. Pisałem o tym wrażeniu kilkakrotnie. Dziwne kamienie, nacieki, porozrzucane głazy i wyryte przez wodę jaskinie. Jest jednak miejsce, które daje szczególnie wyraźne wyobrażenie o tym jak jest na Marsie.
To Cape Schanck, do którego trzeba dotrzeć pokonując blisko 300 schodków.
Drogę rozpoczyna się od latarni, która jeśli się nie mylę jak prawie tak samo stara, a nawet starsza niż ta bardzo, bardzo stara latarnia, o której pisałem przed kilkoma dniami :-)
Woda jest tutaj szczególnie nieprzyjazna
Ale największą frajdę sprawiała mi obserwacja ludzi (jak zawsze zresztą). Poruszali się po tym terenie bardzo niepewnie, zbici w grupy i skoncentrowani
Wyglądali tak jakby byli niepewni własnych kroków, jutra, życia. Przypominali obcych, którym po zagładzie na Ziemi udało się dotrzeć na Marsa i teraz muszę się jakoś zaaklimatyzować i odnaleźć w nowej rzeczywistości
Ja niezrażony przygotowywałem dla Was dokumentację.
Główna skała skojarzyła mi się z wyglądającym w morze królem, który albo czeka na wybawienie, albo wygląda najeźdźców
Główna skała skojarzyła mi się z wyglądającym w morze królem, który albo czeka na wybawienie, albo wygląda najeźdźców
A to zdjęcie dedykuję Niusi, która jako pierwsza nazwała to miejsce Marsem, tudzież Księżycem :-)








