To był najtrudniejszy moment w tej całej wyprawie.
Wiedziałem, że na Tasmanii po raz ostatni w czasie mojej tu wyprawy zobaczę
ocean.
Ocean, który pokochałem od pierwszych dni i apoteoza którego przewijała
się przez karty tego bloga. Ocean, który był dla mnie symbolem powrotu do
natury. Ocean, który sprawił, że poczułem i w sobie jego moc.
Ciężko mi pisać o oceanie również teraz, kiedy zostawiłem do
za plecami. Ciężko mi było również tam na plaży. Gula w gardle nie pozwalała mi
wtedy mówić i nie pozwala teraz pisać.
Mam nadzieję, że rozstajemy się na bardzo, bardzo krótko. Ocean będzie mógł beze mnie żyć, ale ja bez oceanu niekoniecznie...