Nie ma to jak w wolnej chwili wyskoczyć sobie z Australii do Europy. Ja wybrałem się do Sorrento :-)
Oczywiście Sorrento jest jak najbardziej w Australii, na samym końcu Półwyspu Mornington (w drugą stronę od Sorrento jest San Remo ;-)). Kiedyś nikt nie chciał tam mieszkać, bo daleko, bo psy dupami szczekają, a dzisiaj, to najbardziej ekskluzywne miejsce w stanie Victoria. Wypada tam jeździć na wakacje, wypada tam bywać, no i wypada tam mieszkać. Z tym ostatnim jest najgorzej, bo ceny sprawiają, że wypaść może co najwyżej "krzyż" od pracy pozwalającej spłacić kredyt na dom w Sorrento.
Tłumy ludzi,
którzy snują się po galeryjkach takich jak ta:
Sprzedawcy sprzedają wszystko, według starej zasady, że ludzie na wakacjach są w stanie kupić każde badziewie. Ja swoim zwyczajem zajrzałem do księgarni
Potem w poszukiwaniu miejsca do "snurklowania" na pomoście wokół którego porozrzucane były łodzie
spotkaliśmy wędkarza, który właśnie wyłowił kałamarnicę. Czułem, że patrzy na mnie swoim okiem i prosi o zbawienie.
Oddychała ciężko, łapiąc ostatni łyk życia. Wędkarz jednak nie chciał jej oddać za żadne pieniądze. Wprawdzie już od dawna nie jem mięsa, ale tam postanowiłem, że nigdy nie zjem czegoś, co zanim wylądowało na moim talerzu, miało oczy.
W ramach pocieszenia przytuliłem na dłoni małą rozgwiazdę
A wracając do domu napotkałem polski akcent. Wiele osób w Australii wykupuje spersonalizowane tablice rejestracyjne. Moi rodacy zafundowali sobie coś takiego :-)







