Rozmowa w sklepie na Times Square.
- Skąd jesteś? – pyta sprzedawca Hindus.
- Z Europy – odpowiadam. Na takie pytania odpowiadam od
razu, że z Europy, bo Polska nic nikomu nie mówi (sorry).
- A! – odpowiada sprzedawca z miną znawcy – To gdzieś w
Afryce?
- Nie do końca – mówię. Po kilku dniach pobytu tutaj taka
znajomość geografii mnie już nie dziwi.
- Ale przecież Casablanca jest w Europie? To gdzieś koło
Paryża? Ty jesteś z Paryża? Wyglądasz jakbyś był z Paryża – bardziej stwierdza
niż pyta.
- No nie – odpowiadam ciągle niezrażony – Casablanca nie
jest w Europie – włącza się we mnie żyłka dydaktyka. – Kiedyś była francuska,
ale teraz należy już do Maroka – w ostatniej chwili powstrzymuję się, żeby nie
zaprosić go na piwo i nie zrobić wykładu na temat kolonizacji świata.
- Ale Casablanca jest blisko Paryża, co nie? – nie zraża się
niczym.
- Raczej nie. To taka odległość jak… - szukam w głowie
dobrego przykładu - Jak z Nowego Jorku do Chicago.
- No to mówię, że blisko!
A to koszmarki w ramach pamiątki z NYC