Słuchajcie. Dzisiaj podejmuję się karkołomnego zadania. Mam
napisać o Central Parku. I to jest po prostu coś takiego, że nie wiem od czego
zacząć i jak to ogarnąć. Postanowiłem, że napiszę o tym miejscu w odcinkach, bo
inaczej po prostu się nie da.
Do Central Parku pognałem od razu pierwszego dnia, żeby po
prosty wypocząć po locie. Położyłem się na trawie i odpłynąłem. To jest po
prostu magia. W samym środku wielkiego miasta takie cudo.
Central Park to nie
tylko park. To jest po prostu instytucja. Odbywają się tu wielkie koncerty,
spotkania, zjazdy, pikniki, mecze, zawody. Przecinają go trzy ruchliwe ulice.
Ma ogromne jeziora, wszystkie sztuczne. To jest naprawdę nie do ogarnięcia.
A
najważniejsze w tym wszystkim jest to, że w tym całym parku można naprawdę bez
trudu znaleźć miejsce dla siebie, wygodnie się położyć i odpocząć od zgiełku
miasta i innych ludzi.
Popatrzcie tylko na te alejki.
Jest tam super teatr szekspirowski, które całe lato daje przedstawienia. Obok teatru jest specjalny ogród, który zaprojektowano tak, żeby mogły się w nim znaleźć wszystkie rośliny o jakich wspomina angielski wieszcz w swoich utworach. Do ogrodu sprowadzono również szpaki, które potem rozmnożyły się dziko i delikatnie mówiąc nie są ulubionymi ptakami nowojorczyków. Przed teatrem stoi najbardziej znana para wszechczasów i nie są to Beckhamowie ;-)
A to moja ulubiona latarnia w Parku. Nazwałem ją "Lost in action"