Powiem Wam, że to co się dzieje w Nowym to nie jest już rozpusta. To jest po prostu orgia! Wystarczy pójść na taki Times Square, który ciągle myli mi się z Trafalgar Square. Zobaczcie sami:
A nocą jeszcze gorzej!
Nie wiem, może ja jestem już przewrażliwiony, albo po prostu myślę za bardzo praktycznie. Niemniej patrząc na te wszystkie wirujące reklamy, że ktoś goni kogoś, ta podciąga spodnie, a ten opuszcza, Kleopatra tańczy w Chicago i śpiewa Mamma Mia, a na koniec zasypuje ją deszcz M&Msów, to po prostu słabo mi się robi, że to jest takie... nieekologiczne.
Wiem jedno, jeśli ktoś tutaj w Polsce, zaproponuje mi, żebym oszczędzał światło, to po prostu ugryzę. Przecież ja przez całe swoje życie nie wypalę tyle prądu co jeden telebim na Times Sq w ciągu dnia, nawet gdybym bez opamiętania używał swojego nowego młota pneumatycznego, którego nabyłem niedawno drogą kupna.
Poza tym patrzy się na Amerykańców, którzy jeżdżą tymi swoimi samochodami przypominającymi busy lub autobusy, jak telepią się w tych smokach, które spalają po kilkadziesiąt litrów benzyny i żal ściska.
Ale to nic! Słuchajcie! Nie ma to jak plastikowa torba. Otóż Amerykanin czuje się bezpiecznie, kiedy ma coś i to coś włoży do foliowej torby, którą włoży w kolejną foliową torbę, a tę w inną foliową torbę, albo najlepiej dwie, żeby się przypadkiem ucho nie urwało.
Foliowe torby to nie tylko torby, to wyznacznik statusu. Już Wam mówię na czym to polega. Otóż ja, jako wyćwiczony, zielony europejczyk, na zakupy chodziłem z moją ulubioną berlińską, płócienną torbą Franzosiche der Grosse. A co! I na koniec zakupów przy kasie zawsze, ale to zawsze ta sama scena.
Kupuję pastę do zębów. Kasjerka nie zwracając uwagi na nic sięga po wielgachną plastikową torbę, żeby mi ją zapakować oczywiście. Mówię do niej: - Nie, dziękuję, już mam torbę, wskazując z nieskrywaną dumą człowieka światłego i! zielonego na moją Franzosiche der Grosse. Na co ona zbita z tropu odpowiada: - Jest Pan pewny, proszę Pana? - Tak jestem pewny - mówię, choć wyczuwam drobny sarkazm w Jej pytaniu. I teraz najlepsze. Kiedy bierzesz plastikową torbę, albo nawet dwie, włożone w siebie zawsze słyszysz: - Do wiedzenia, do zobaczenia, koci-łapci. Natomiast za każdym, ale to za każdym razem, kiedy dziękowałem za foliową torbę stawałem się nagle NIEWIDZIALNY!!! Zaburzałem rytm, porządek, stawałem się dziwakiem, na którego nie warto zwracać uwagi. Czujecie klimat? Mnie to ogromnie bawiło. Toreb nie zacząłem brać, a Times Square omijałem. Poza tym Bibi twierdzi, że jeśli w Nowym Jorku wybuchnie jakaś bomba, to będzie to na pewno na Times Square. Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, ale lepiej omijać.
Zrobiłem sam sobie zdjęcie. Jestem koło ręki Pani i macham do Was!
A nocą jeszcze gorzej!
Nie wiem, może ja jestem już przewrażliwiony, albo po prostu myślę za bardzo praktycznie. Niemniej patrząc na te wszystkie wirujące reklamy, że ktoś goni kogoś, ta podciąga spodnie, a ten opuszcza, Kleopatra tańczy w Chicago i śpiewa Mamma Mia, a na koniec zasypuje ją deszcz M&Msów, to po prostu słabo mi się robi, że to jest takie... nieekologiczne.
Wiem jedno, jeśli ktoś tutaj w Polsce, zaproponuje mi, żebym oszczędzał światło, to po prostu ugryzę. Przecież ja przez całe swoje życie nie wypalę tyle prądu co jeden telebim na Times Sq w ciągu dnia, nawet gdybym bez opamiętania używał swojego nowego młota pneumatycznego, którego nabyłem niedawno drogą kupna.
Poza tym patrzy się na Amerykańców, którzy jeżdżą tymi swoimi samochodami przypominającymi busy lub autobusy, jak telepią się w tych smokach, które spalają po kilkadziesiąt litrów benzyny i żal ściska.
Ale to nic! Słuchajcie! Nie ma to jak plastikowa torba. Otóż Amerykanin czuje się bezpiecznie, kiedy ma coś i to coś włoży do foliowej torby, którą włoży w kolejną foliową torbę, a tę w inną foliową torbę, albo najlepiej dwie, żeby się przypadkiem ucho nie urwało.
Foliowe torby to nie tylko torby, to wyznacznik statusu. Już Wam mówię na czym to polega. Otóż ja, jako wyćwiczony, zielony europejczyk, na zakupy chodziłem z moją ulubioną berlińską, płócienną torbą Franzosiche der Grosse. A co! I na koniec zakupów przy kasie zawsze, ale to zawsze ta sama scena.
Kupuję pastę do zębów. Kasjerka nie zwracając uwagi na nic sięga po wielgachną plastikową torbę, żeby mi ją zapakować oczywiście. Mówię do niej: - Nie, dziękuję, już mam torbę, wskazując z nieskrywaną dumą człowieka światłego i! zielonego na moją Franzosiche der Grosse. Na co ona zbita z tropu odpowiada: - Jest Pan pewny, proszę Pana? - Tak jestem pewny - mówię, choć wyczuwam drobny sarkazm w Jej pytaniu. I teraz najlepsze. Kiedy bierzesz plastikową torbę, albo nawet dwie, włożone w siebie zawsze słyszysz: - Do wiedzenia, do zobaczenia, koci-łapci. Natomiast za każdym, ale to za każdym razem, kiedy dziękowałem za foliową torbę stawałem się nagle NIEWIDZIALNY!!! Zaburzałem rytm, porządek, stawałem się dziwakiem, na którego nie warto zwracać uwagi. Czujecie klimat? Mnie to ogromnie bawiło. Toreb nie zacząłem brać, a Times Square omijałem. Poza tym Bibi twierdzi, że jeśli w Nowym Jorku wybuchnie jakaś bomba, to będzie to na pewno na Times Square. Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, ale lepiej omijać.
Zrobiłem sam sobie zdjęcie. Jestem koło ręki Pani i macham do Was!