Cesme

W związku z tym, że w Polsce w połowie września zaczynało się robić niepokojąco zimno i nieprzyjemnie, spakowałem manatki i wycofałem szkitki do domu w Cesme - w Turcji, żeby nie było niedomówień i żebyście nie musieli szukać na mapach. Wprawdzie ja ciągle utrzymuję, że dom jest w Yilica, ale chyba jako jedyny z rodziny, zatem zacznijmy od Cesme.
To malusieńka miejscowość. Bardzo ładna, bardzo zgrabna i bardzo treściwa, szczególnie w sezonie. Nie ze względu na turystów, a ze względu na Turków. Cesme (znaczy "fontanna") to przystań dla bogatych Turków z Izmiru, który jest położony 80 km dalej. Miasteczko ma swój urok i leży bardzo blisko greckiej wyspy Kos. Z tego powodu armata na wszelki wypadek wycelowana jest ciągle w grecką stronę :-)
Mnóstwo tam jachtów różnego autoramentu. Od najbardziej do najmniej wypasionych. Generalnie jest to miejsce, w którym czuć pieniądze i to nie dlatego, że wszyscy śmigają w podrabianych koszulach i koszulkach Tommy'ego, Laurena czy Burberry :-)
Ja lubię tam przyjeżdżać szczególnie wieczorem na zachód słońca. Usiąść sobie nad wodą przy soku wiśniowym, który od zawsze kojarzy mi się z Turcją i przy sutlacu. Patrzeć na ludzi i tonące w morzu słońce.
Widok piękny, pieniądze czuć, ale kilkaset metrów dalej może jeszcze tej nocy, na pobliskiej plaży będą rozgrywały się tragedie ludzkie. W związku z tym, że plaża w Cesme jest najbliżej w linii prostej oddalona od greckich wysp, czyli od Unii Europejskiej, każdej nocy emigranci z dalekiej Azji próbują przepłynąć na łódeczkach przemytników tureckich i greckich na drugą stronę, do jak się im wydaje, raju. Wiele z tych osób ginie, wiele jest wyławianych. Giną dzieci, topią się całe rodziny. Pomiędzy Turcją a Grecją trwa w tej sprawie duży konflikt, ponieważ Grecy w przeciwieństwie do Turków nie wyławiają uciekinierów i nie odstawiają do więzienia, tylko po prostu bestialsko strzelają. I to jest Unia, Panie...
Szkoda że słońce dla wszystkich nie może świecić tak samo...