Surfers Paradise

Jakoś tak się utarło u nas w Europie, że kiedy ktoś mówi: "Surfuję" to chodzi mu o surfowanie z żaglem. A dla mnie to jednak nie jest to samo. Niemniej będąc w Alacete warto wybrać się do Surfers Paradise (sic!) czyli po prostu do raju windsureferów, a nie surferów.
Najbardziej podobają mi się w tym miejscu okoliczne domki letniskowe. Są jak chatki z piernika.



A w poniższym zwracam Waszą uwagę na firankę wiejącą na wietrze...
:-) Tak, tak. Podobnie jak całe okno jest namalowana :-)
Dookoła walają się składy desek i żagli.

Ale jeśli kogoś, podobnie jak mnie nudzi windurfing, może udać się na pobliską plażę
i nie myśląc o niczym popatrzeć przed siebie. Chociaż to podobno tylko faceci mogą myśleć o niczym. Tak mamy skonstruowany mózg. Mówi się o tym: the nothing box :-)