Pierwszym przystankiem była
Merrimbulla, w której mieliśmy zatrzymać się kilka dni, ale już po przyjeździe
na camping, wiedzieliśmy, że nie zatrzymamy się tu więcej niż jedną noc. Kiedy
jeszcze do tego wszystkiego trafiliśmy na klasyczny dancing, w jedynym czynnym
w miasteczku klubie, wiedzieliśmy, że Merrimbulla nie jest dla nas. Ale, ale...
Żeby nie było, muszę z satysfakcją odnotować, że nigdzie indziej nie pachniało
tak pięknie eukaliptusami cytrynowymi, których zapach lubię najbardziej na
świecie i nigdzie indziej i nigdy w życiu nie jadłem tak pysznych ostryg jak
tam. Szczególnie pyszne były te z ciepłym, przyprawionym na ostro grochem.
Rewelacja!
Na szczęście zaraz obok był mumbullański park krajobrazowy. Cudo!
Na okolicznych plażach znajdują się różne "rzeźby" z kamieni. Nie chodzi o to, że ktoś dla zabawy akurat tak poukładał sobie kamienie. Takie stosy kamieni układali Aborygeni dla uczczenia ludzi i w ramach działań "okołożałobnych"
Na tej skale wyryty został lyrabird - niesamowity ptak z przepięknym ogonem, bardzo płochliwy i bardzo rzadko spotykany, który potrafili naśladować wszelkie odgłosy. Jest symbolem parków narodowych Nowej Południowej Walii. Zatem jeśli usłyszycie gdzieś w buszu odgłos piły łańcuchowej, to jest duża szansa, że macie do czynienia z tym ptakiem.
]