Jak już wspomniałem, najlepiej zwiedzać Lizbonę na piechotę, ale nie jest to miasto dla niedoświadczonych piechurów. W związku z tym, że jest położone na wzgórzach i potem gładko spada do oceanu, to trzeba się nastawić na wspinaczkę i schody, schody schody. Schody w górę i schody w dół.
Wprawdzie w niektórych miejscach pomocą służą windy, które są wariacjami na temat żółtych tramwajów, ale zawsze są zatłoczone, ponieważ kochają je mieszkańcy i muszą z nich korzystać miejscowi, szczególnie starsi, dla których podejście pod górę mogłoby się skończyć tragicznie.
Ale dzięki temu, że będziemy chodzić pieszo to często z przyjemnością będziemy mogli zgubić się w zacisznych uliczkach.
I znów trafić na anioły...
Ale dzięki temu, że będziemy chodzić pieszo to często z przyjemnością będziemy mogli zgubić się w zacisznych uliczkach.
I znów trafić na anioły...
A jak już dotrzemy na górę, to spójrzmy jak miasto zatapia się w oceanie...