Jakie są moje wrażenia po kilkudziesięciu godzinach pobytu?
Po pierwsze Lizbona jest bardzo mała, w związku z tym łatwo ją ogarnąć i dzięki
temu łatwiej się nią zachwycić.
Po drugie w niewiarygodny sposób tubylcy
egzystują tu z turystami, których o każdej porze roku jest bardzo dużo.
Po
trzecie miasto otwarte jest na wodę, jakby stamtąd oczekiwało wybawienia.
A po
czwarte to miasto jest muzyką… Odgłosy ludzi, dzwonki tramwajów, fado snujące
się jak dym z okien, odgłosy obcasów na bruku – to wszystko składa się na
niesamowity, leniwie pulsujący rytm miasta.
Poza tym muzyka jest tutaj wszędzie
– w barach, na ulicach, w zaułkach i na placach. Szczególnie wieczorem na Bairo
Alto, dzielnicy rozrywek, spotkań i przygód, kipiącej seksem i gęstej od
feromonów, do której można się dostać windą projektowaną przez Pana Eiffele'a.
Spokojna i zaspana w ciągu dnia dzielnica,
wieczorem zamienia się w
ulice pełne barów i ludzi, którzy poznają się na ten jeden wieczór i łączą w
spazmatycznym uściskach. A z góry, siedząc na malutkich balkonikach obserwują
to sędziwe panie wspominające zapewnie czasy, kiedy i one filuternie uśmiechały
się do chłopców podpierających ściany barów.