Oceania

Jest taka jedna artystka, która jest coraz mniej zrozumiała dla licznych krytyków muzycznych, a coraz bardziej bliska mi. Mówię o Bjork. O ile nie przepadam za Jej wczesną, dość popową twórczością, o tyle doskonale odnajduję się w świecie dźwięków tworzonych przez nią w ostatnich latach. To jest kompletny kosmos, wystarczy się na niego otworzyć. Nie ma w nim komercji, łatwych skojarzeń, prostych beatów. Jest za to tajemnica, otchłań i magia. Ucieszyło mnie, kiedy na otwarcie Igrzysk Olimpijskich w Atenach główną piosenkę zaśpiewała właśnie Bjork. Jej Oceania była powalająca, a biała płachta unosząca się spod Jej stóp, niczym ocean zalewała płytę stadionu. To otwarcie Igrzysk było znakomite, choć wprawiło w stupor naszych polskich komentatorów sportowych, bo nie było przewidywalne, głupie, ze skoczną tudzież łzawą muzyką, piór w tyłku i tysiącu sztucznych ogni, które w telewizji zawsze wyglądają beznadziejnie. Komentatorom spodobało się otwarcie Igrzysk w Pekinie 4 lata później, bo było kiczowate i przez to zrozumiałe. Ale wróćmy do Aten. Nie mogłem sobie darować, żeby nie pojechać do dawnej wioski olimpijskiej i nie zobaczyć stadionu, znicza i tym podobnych sportowych bajerów. Zabieram Was tam ze sobą.


Sam stadion nie robi większego wrażenia, ale warto coś niecoś o nim wspomnieć. Po pierwsze nie był budowany od podstaw, jak to się często zdarza w przypadku stadionów olimpijskich. Może i dobrze, bo Grecy na pewno by się nie wyrobili z przygotowaniami. Zbudowano go blisko 30 lat temu i rozgrywano już na nim wcześniej zawody sportowe. Nosi imię Spyrosa Louisa, szerzej nieznanego nosiciela wody, ale dla Greków niemalże bohatera narodowego, ponieważ na pierwszych nowożytnych igrzyskach rozgrywanych w 1896 roku, to właśnie Louis wygrał maraton, a że był jeszcze do tego Grekiem, to już sami rozumiecie. Najciekawszą częścią stadionu jest jednak dach, jak i otoczenie zbudowane według projektu jednego z moich ulubionych architektów - Santiago Calatravę. Jego projekty mostów, kładek czy konstrukcji są jakby zawieszone w powietrzu, niezależne od siły grawitacji. Tak jest i w przypadku dachu tego stadionu. Obok stadionu jest pasaż przykryty bardzo charakterystycznym dla Calatravy "żeberkowaniem". Dzięki temu można się poczuć jak w środku szkieletu wieloryba.




Jednym z głównych elementów stadionu jest znicz olimpijski. Bardzo szczególny, ponieważ po raz pierwszy, to nie sportowiec wspinał się, wbiegał czy celował w znicz, ale to znicz pochylił się do sportowca i zapalony powrócił na swoje miejsce.


Najfajniejsze jest jednak to, że cały sportowy kompleks wokół stadionu, na którym znajduje się jeszcze kilkanaście hal, basen i mnóstwo innych atrakcji jest ogólnodostępny, a brama główna zaprasza sportowców wszelkiej maści.


Można tu przyjść pobiegać, pojeździć na rowerze, rolkach, zapisać się na sportowe zajęcia. W czasie kiedy ja tam byłem uczniowie szkoły podstawowej mieli zajęcia na olimpijskim basenie. Super!