Pierwsze wrażenia z miasta? Jest dystyngowane, ale i bardzo chłodne. Nie chodzi o temperaturę, raczej o pewną monumentalność architektoniczną. Momentami Mediolan przypomina mi Wiedeń, do którego pałam szczególnym, rodzinnym entuzjazmem.
Natomiast największe wrażenie, które się ma również w Wiedniu, to pieniądze. Dużo pieniędzy. Widać na każdym kroku, że to miasto wyrosło na pieniądzach i również dziś ma ogromne pieniądze. Ok, wiem, nie widać tego po tramwajach, ale trzeba mieć pieniądze, żeby takie zabytki utrzymać na chodzie, czyż nie? ;-)
Mediolańczycy lubią rozmawiać o pieniądzach, szczególnie w kontekście ostatniego kryzysu. Zagadnięci przez mnie mówią otwarcie: "My z Południem (Włoch) nie mamy nic wspólnego. To nie jest nasz kryzys. Jeśli coś nabroją, to niech się odłączają. My nie chcemy płacić za ich lenistwo."
Wprawdzie na usta ciśnie mi się pytanie: "A czy boski Silvio nie pochodzi przypadkiem stąd?", ale wiem, że nie mogę go zadać, jeśli chcę ujść z życiem. Boski Silvio pomimo, że doprowadził kraj do ruiny i ośmieszenia, w Mediolanie jest czczony jak bóg. Zresztą nie bez powodu. Za jego rządów do wspaniałego Milan biegł nie tyle strumyk, co rwąca rzeka dotacji. Zostawiam podenerwowanych Włochów i zanurzam się z powrotem w rozmiękczone deszczem marmury miasta.