Uniwersytet

Kiedy myślimy o Heidelbergu, to od razu niemalże przychodzi nam do głowy "uniwersytet". Myślę, że to samo myślą sobie sami mieszkańcy Heidelbergu, ponieważ uniwersytet bezpośrednio lub pośrednio utrzymuje ich wszystkich. Są wykładowcami, nauczycielami, dostawcami, sprzedawcami. Całe miasto żyje uniwersytetem - tym, że jest i tym, że są na nim studenci i inni ludzie. Jest największym pracodawcą w mieście, a pozostali pracodawcy są pracodawcami tylko dlatego, że uniwersytet jest dla nich pracodawcą. Wiem, namieszałem, ale wiem, że Wy wiecie o co mi chodzi. Ale... i tu zaczyna się opowieść. 
Nie jest tak, że Uniwersytet w Heidelbergu jest jednym campusem, na którym toczy się cały świat. To nie tak jak w Bolonii czy nawet w Toruniu, gdzie stary uniwersytet to zapach mchu i paproci. Są oczywiście stare budynki uniwersytetu z imponującą bibliotekę, do której co roku kupuje się blisko 40 tysięcy nowych książek!!!
Jednak wiele z tych budynków nie odgrywa w dzisiejszych czasach większej niż sentymentalna roli. Powód jest bardzo prosty i tu drugie wyjaśnienie. Uniwersytet w Heidelbergu kojarzy nam się przede wszystkim z filozofią i wielkimi filozofami. I z naukami społecznymi w szczególności. Jednak w tej chwili, w XXI wieku o sile Heidelbergu nie świadczą nauki społeczne. Te są bardzo podporządkowane medycynie, współczesnej medycynie i naukom przyrodniczym na których zasadza się współczesny uniwersytet w Heidelbergu. Za rzeką w północno-zachodniej części miasta mieści się właściwy kampus, będący skupiskiem kilku dzielnic miasta. Na tym terenie rozproszonych jest mnóstwo budynków. Większość pamięta czasy RFN i wygląda tak:
W środku są świetnie wyremontowane i wyposażone, jednak nie liczcie w nich np. na darmowy net. To mnie w ogóle zadziwia w Niemczech. W żadnym innym kraju nie ma takiego problemu z free wi-fi. Brak swobodnego dostępu do netu na uniwerkach, w kawiarniach czy restauracjach tłumaczy się tym, że ludzie ściągają w tym czasie jakieś zbereźne i zakazane rzeczy, a potem właściciel miejsca musi płacić ogromne kary. Pokrętne to i dziwne, niemniej czasem utrudnia życie.
Wracając... są też budynki oszałamiające w swojej architekturze.
Po których widać, że dzieją się tam pracę, na które nikt nie szczędzi pieniędzy.


Jest to mnóstwo instytutów, rozrzuconych na kilkuset hektarach, będących udzielnymi księstwami w królestwie całego uniwersytetu. 
Ja najbardziej lubię okolice wydziału biotechnologii, bo rośnie tam wielkie pole poziomek. Nie wiem czy są hodowane sztucznie czy naturalnie, ale są przepyszne!