Amsterdam można podzielić na trzy części. Jest Amsterdam stary, który kojarzymy głównie z licznymi kanałami i jednorodną zabudową i Amsterdam nowy, położony bliżej portu, gdzie dominuje zabudowa nowoczesna, choć niekiedy zabawnie nawiązująca do tej w starszej części miasta. Oprócz tego jest Amsterdam komercyjny, położony bliżej lotniska, gdzie znajdują się wielkie biurowce, ale to już zupełnie inny świat i mało atrakcyjny turystycznie, choć finansowo bardzo.
Na początek, jak to zwykle ja, z moim amatorskim zamiłowaniem architektonicznym, zajmę się architekturą. Dzisiaj o architekturze starego Amsterdamu słów kilka. Cały stary Amsterdam wygląda mnie więcej tak
Jednorodna zabudowa wąziutkich i wysokich domów. Taka forma budynków, wąskich, wysokich i długich wynikała z podatków. Otóż w XVII i XVIII wieku, kiedy kształtował się taki Amsterdam, podatek liczono od szerokości budynku od strony ulicy. Za szersze niż zwyczajowo domy płacono ogromne pieniądze, dlatego mało kto sobie na nie pozwalał. Żeby jakoś zamanifestować bogactwo ozdabiano je kolumienkami i posążkami na szczytach. Dodawano okucia i okiennice.
Uważano jednak, żeby nie wychodziły z tego koszmarki ze snów szalonego cukiernika.
Większość domów jest naprawdę stonowana, bo Holendrzy nie lubili obnosić się swoim bogactwem. Zresztą były to czasy, w których chwalono się pieniędzmi w bardzo wyszukany sposób. Uznawano, że walnięcie repliki Pałacu na Wodzie, jak ma to miejsce w dzisiejszych czasach (w okolicach Warszawy powstaje właśnie trzeci taki koszmarek), jest pretensjonalne i świadczy o złym guście. O bogactwie świadczyło bardziej to, jakim jedwabiem są obite ściany w środku domu i z jakiego materiału jest strój kupca i jego żony.
Teraz słów kilka o samej konstrukcji domu. Zbudowanie domu w Amsterdamie wymagało niezwykłego kunsztu architektonicznego. Nie dość, że na grząskim terenie, na wodzie niemalże, a konkretnie na tysiącu drewnianych pali, to jeszcze taki wąski dom musiał spełniać kilka funkcji jednocześnie. Pragmatyzm. To będzie się przewijało przez całą opowieść o Amsterdamie.
Spójrzcie na te domy
Na dole domów, w części parterowej i piwnicznej znajdował się sklep czy też, nazwijmy to szumnie, biuro handlowe. Wyżej mieszkała rodzina kupca, a na samej górze były magazyny!!! To tam, wysoko wciągano tony zboża i innych towarów. Przyznacie, że nie polepszało to pracy architektów i budowniczych. Dlatego też nad każdym takim domem, u zwieńczenia dachów jest wysunięta belka z hakiem. To pomagało wciągać towary na górę. W dzisiejszych czasach pomaga na przykład przy przeprowadzkach.
Kolejna ciekawa rzecz dotycząca domów w Amsterdamie to "odchył". Już wyjaśniam o co kaman. Otóż można było udekorować szczyt domu, w okolicy dachu, ale warto było też, żeby ktoś to zauważył. Wiadomo, że jeśli się już zrobiło dekorację, to nie dla siebie, a dla innych. Nawiasem mówiąc żaden Holender się do tego nie przyzna. Do tego jeszcze wrócę w następnych odcinkach. I żeby fronton było dobrze widać z ulicy, to fasady domów odchylano do przodu, pod kątem. Taka krzywa wieża w sensie. Widać to chociażby na tym zdjęciu
Widzicie jak jeden dom wystaje przed drugim?
To nie jest błąd w wykonaniu. To celowy zabieg. Władze miasta w końcu zabroniły znacznych odchyleń i wprowadziły nakaz, że nie może być większe niż kilkanaście stopni. Inaczej domy waliłyby się ludziom na głowy.
Widać bardzo wyraźnie, jak przez lata domy "pracowały". Opierają się o siebie, mają przekrzywione okna i frontony. Moimi ulubionymi są te trzy, które nazwałem "pijaną trójką".
Wyglądają jak podpici imprezowicze, wspierający się nawzajem i próbujący bez uszczerbku na ciele dotrzeć do domu.
Na zakończenie tej wędrówki dom, który kompletnie odstaje od całej reszty.