Sekwencyjność

Bardzo interesująca jest w Amsterdamie pewna sekwencyjność ulic pod względem oferty lokali użytkowych. Bardzo skomplikowanie to brzmi, a chodzi po prostu o to, że są ulice gdzie sprzedają buty, gdzie sprzedają rowery, gdzie sprzedają ciała żywe, gdzie sprzedają kwiaty i gdzie można zjeść. Z tym jedzeniem jest bardzo ciekawa sprawa, bo zaraz po przyjeździe można doznać małego zwątpienia. Chodzi człowiek po mieście i myśli sobie: "Ja chrzanię, co oni tu jedzą?!". Bo poza kebabami, sklepami z kanapkami, frytkami i goframi w centrum nie ma żadnych porządnych restauracji. Bowiem, żeby dobrze zjeść, musimy zejść odrobinę na południe, na ulice o tej nazwie, którą widać na tabliczce (nazwy ulic w Am, to dla mnie coś nie do przejścia)


Ulica długa na kilometr, a po obu jej stronach restauracje oferujące kuchnię z każdego zakątka świata. 


Co tylko chcesz: francuska, włoska, angielska, szkocka, argentyńska, grecka, turecka. Heaps!


Chociaż moja ulubiona knajpka znajduje się w innym miejscu, odnosząc się do sekwencyjności, akurat w dzielnicy galerii dzieł sztuki.