Ileż to ja się nasłuchałem i naczytałem o tym mieście przed wyjazdem. Że brudno, że góry śmieci, że niebezpiecznie, że okradają w biały dzień, że parszywie, że śmierdząco, że nie ma sensu jechać. Byli nawet tacy, którzy opowiadali, że jak tam byli, to ktoś przystawił im spluwę do głowy i kazał oddać telefony. Tja... No nie ukrywam, że po takim wstępie nie spodziewałem się za wiele. Od pierwszej chwili trzymałem aparat, pieniądze i wszystkie dokumenty ściśle przy sobie. Nie byłem jednak tak zdesperowany, żeby trzymać je w majtkach. Ok. Ruszam, może przeżyję.
Większość ludzi przyjeżdżając do Neapolu wpada w ponure objęcie Centro Starico, czyli starej części miasta, która rzeczywiście w niektórych rejonach nie jest przyjemna, choć nie jest niebezpieczna. Nie ma sensu włóczyć się po uliczkach tej dzielnicy, bo nie nastraja to optymistycznie. Niemniej na Via Poerio, jednej z głównych ulic miasta można spotkać taki obrazek - apartamentowiec, a na nim:
Nie potrzeba reklam. Neapolitańczycy w szczególności, a Włosi w ogólności uwielbiają reklamować to co mają w szafie.
Czy to nie cudne?